Długo trwały te pana negocjacje z Miedzią. Chyba sporo było rozbieżności między panem, a działaczami.
- Uważam, że krótko rozmawialiśmy, bo tylko kilka dni. Swoje zrobiła też odległość, bo mieszkam na drugim końcu Polski, dlatego negocjacje odbywały się za pomocą faksów i internetu. Dziś z przyjemnością podpisałem roczną umowę z Miedzią. Nie ukrywam, że czekałem aż legnicki klub zrealizuje transfery, które zapowiadał. Chcę bowiem grać o coś więcej, niż tylko utrzymanie się w lidze. Mam już swoje lata, a przeprowadzka dla mnie oznacza komplikacje zarówno rodzinne jak i biznesowe.
O coś więcej niż o utrzymanie, czyli o co?
- Miedź można śmiało nazwać królem polowania na rynku transferowym. Oczywiście nie biorąc pod uwagę Vive, czy Płocka, które nastawione są na grę w Europie. Legnicki zespół wzmocnili zawodnicy doświadczeni w grze o medale oraz młodzi, ale uchodzący za wielkie talenty. Dlatego uważam, że stać nas na walkę o miejsce w czołowej czwórce ekstraklasy.
Wspomniał pan o kwestiach biznesowych. Wiadomo, że wraz z byłym już kolegą z Travelandu Olsztyn Piotrem Frelkiem prowadzi pan firmę przewozową. Zostawi pan ten biznes?
- Na miejscu zostanie żona, która będzie pilnowała wszystkich spraw. Ja będę jej pomagał z Legnicy. Jest przecież Internet i telefony. Przyznam, że żona miała też wpływ na moją decyzję o mojej grze w Miedzi. Miałem opcję wyjazdu zagranicznego, ale stwierdziliśmy, że on zbyt skomplikowałby nasze życie. Gdybym był młodszy, to jednak nie zastanawiałbym się. Jestem jednak w Miedzi i chcę z nią osiągnąć sukces. W Olsztynie spędziłem cztery lata. Trzy razy biliśmy się o medal i zawsze brakowało kropki nad „i”. Liczę, że w Legnicy będzie inaczej.